- Tak, mamuś. –
rozmawiałam przez telefon z rodzicielką, próbując jednocześnie ugotować obiad.
– Tak, Gregor właśnie się pakuje. Bo wyjeżdża wieczorem. Poczekaj chwilę… Muszę
zmniejszyć ogień… Ok, już jestem. Ślub planuję po sezonie. Jak to, czemu? Żeby
już na spokojnie, bez nerwów. Poczekaj, bo Greg coś woła.
- Weźmy ślub w Boże
Narodzenie.
- W Boże Narodzenie? –
spytałam, zasłaniając słuchawkę ręką.
- No, tak. – chłopak
objął mnie w talii. – Popatrz: święta, czas cudów, czas radości. Idealnie.
- Skoro tego pragniesz,
to niech tak będzie. – powiedziałam i pocałowałam go delikatnie. – A teraz
idź się pakować, bo nigdy nie zdążysz.
- Wolałbym zostać z
Tobą…
- Przecież nic mi się
nie stanie. – pogłaskałam go po policzku. – Wszystko będzie dobrze. Musi być,
skoro w święta zostaniesz moim mężem.
- Uwielbiam Cię.
- Jestem mamo. –
zwróciłam się do telefonu. – Jednak ślub w Boże Narodzenie. Bo Gregor chce jak
najszybciej. Co mnie cieszy, bo ja najchętniej bym za niego wyszła już jutro.
Albo nawet dzisiaj. No, ale jest to niemożliwe, więc już wytrzymam ten miesiąc.
Mam nadzieję, że będziesz mogła się pojawić. Tak? Naprawdę? Przynajmniej tyle
umie się zachować. I bardzo dobrze mamuś. Ja kończę, bo muszę jechać. Kristina
przyjeżdża z Wiednia. Wszyscy myśleli, że oni z Thomasem się pobiorą, no nie? A
ona z nim zerwała. Naprawdę! I całe szczęście, tak między nami mówiąc. Ile ona
się przez niego nacierpiała, to proszę Cię. Podobno on właśnie sobie układa życie
z jakąś początkującą modelką. A Kristi spotkała jakiś czas temu dawnego
chłopaka, z którym rozstała się z powodu dzielącej ich odległości.
I zamieszkali ostatnio razem. Wszystko wskazuje na to, że są szczęśliwi.
No, a Morgenstern zrezygnował na razie ze skakania. Mówiłam Ci o tej
początkującej modelce. Układają sobie razem życie, bo ona zaciążyła. Nie wiem,
jakim cudem, skoro według Kristiny Thomas ma manię na punkcie zabezpieczania
się. W każdym razie – wpadli. Wpadli i ona podobno nie daje sobie w kaszę
dmuchać i kazała mu się sobą zaopiekować. Skoro jego dziecko, to ma w sumie
sens. Ale taka lekcja życia dobrze mu zrobi. Może w końcu się ogarnie i zacznie
zachowywać, jak należy. O, i widziałam się ostatnio z Manuelem. Razem z
Vivienne byli na zakupach do wspólnego mieszkania. Postanowili, pomimo obiekcji
jej rodziców (nawiasem mówiąc – nie powinni się wtrącać), zamieszkać razem. I
dobrze. Mamuś, gdybyś Ty ich razem widziała. Ona – piękna, kwitnąca, szczęśliwa
(jakby w ciąży była, trzeba się do niej na ploty przy kawie wybrać). Ale on –
elegancki, zadbany. Mówię Ci, nie ten człowiek. I tacy zakochani. Twojego
byłego też ostatnio spotkałam. Siedział w parku z Mariką i dziećmi. Ale był
taki nieswój. Taki przygnębiony. Chyba żałuje swojej decyzji. Może dlatego był
u Ciebie ostatnio. Ale, mamuś, nie daj mi drugiej szansy. Wiedział, co robi. Z
tatą też się spotkałam. Z gazet dowiedział się o zaręczynach i nalegał.
Powiedział, że podczas mojej osiemnastki popełnił straszny błąd i chciałby
zrekompensować straty oraz być znowu w moim życiu. Być i coś znaczyć.
Wiesz… Nie mogłam go odrzucić. Owszem, popełniał błędy i wciąż je popełnia, ale
to mój ojciec. Obiecał sfinansować wesele. I pojawić się na nim tylko z tą… Jak
jej tam było… No wiesz, byłą Pointera… No, tak, właśnie z nią. Bez dzieci.
Obiecał. I wiesz? Wierzę mu. Nie wiem
dlaczego, ale mu wierzę. Simon też dzwonił. Miał to samo źródło, co tata.
Zamierzał go zaprosić na wesele. Przecież on też nie był niczemu winny. Ucieszył
się na wieść o ślubie. I zapewnił, że przyjedzie z żoną. Nie wiedziałaś? Tak,
ożenił się. Ale to było wtedy, gdy byłam w Polsce. Podobno Yana jest
niesamowitą kobietą. Szczerze, nie mogę się doczekać, żeby ją poznać. O kimś
jeszcze chcesz coś wiedzieć? Mamuś, muszę kończyć. OBIAD MI SIĘ FAJCZY!!
---------------------------------------
Wieczorem kończymy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz