Patrzyłam na niego
szeroko otwartymi oczami.
Co?
Czy on przed chwilą…?
Czy on zapytał…?
O kur.de.
W mojej głowie myśli –
zamiast sobie normalnie egzystować – to biegały i zderzały się ze sobą, jak po
narkotykach, a serce chciało mi wyjść z piersi. Czas jakby się zatrzymał. A
przede mną klęczał w garniturze Gregor, z pierścionkiem w rękach. Klęczał i
patrzył na mnie.
Widziałam w jego oczach
wszystko. I wiedziałam.
- Nawet w tym momencie. – powiedziałam i
rzuciłam mu się na szyję.
Łzy pociekły mi po
policzkach. Z jednej strony sądziłam, że jest to trochę za wcześnie, a z drugiej…
Chciałam być przy nim. Zawsze. W jego sukcesach i porażkach. Być nieodłączną
częścią jego życia.
- Możemy stąd wyjść? –
spytałam cicho, gdy nałożył mi pierścionek. – Proszę.
- Chodź. – zostawił
pieniądze na stoliku, wziął mnie za rękę i opuściliśmy pomieszczenie.
Zaraz po wyjściu na
powietrze zaczęłam krzyczeć. Mój krzyk mieszał się ze śmiechem, łzami i
wszystkimi emocjami, które właśnie odczuwałam. Po chwili dołączył do mnie
Gregor. Robiliśmy wiochę na cały Innsbruck, ale warto było. Musiałam podzielić
się swoją radością ze światem.
W pewnej chwili chłopak
złapał mnie w talii i mocno przyciągnął do siebie. Stanęłam na palcach i
pocałowałam go. Głaskałam go po włosach i czułam jego dotyk na moim ciele. Ta
chwila mogła trwać wiecznie. Wiecznie i jeszcze dłużej. Już na zawsze.
- Chodź ze mną. –
wyszeptał mi do ucha i, trzymając się za ręce, poszliśmy w głąb miasta.
Doszliśmy prawie na
Ubüngstraße, gdy Schlierenzauer zapukał do drzwi na rogu ulic. Nie pytałam, o
co chodzi. Postanowiłam mu zaufać ( ten jeden raz ;) ).
- Niespodzianka! – w
mieszkaniu byli nasi przyjaciele i rodzina (nawet moi dziadkowie!).
- Zgodziła się. –
oznajmił Gregor z uśmiechem, na co wszyscy zaczęli klaskać. – Moniczko, mam dla
Ciebie jeszcze coś.
- Ty kombinatorze! –
ofuknęłam go. – Nie mogłeś mi powiedzieć?
- Nie, nie mogłem. Tym
razem mi wybaczysz. Pani babciu, proszę wprowadzić gościa.
Na wózku inwalidzkim
wwiezionym przez babcię siedziała moja mama. Byłam w szoku.
- Przecież miałaś
wrócić dopiero w grudniu! – powiedziałam i przytuliłam rodzicielkę.
- Jestem tu tylko na
chwilę. Bardzo chciałam zobaczyć moją córeczkę. – pogłaskała mnie po policzku.
– Która… <chlip> Właśnie się zaręczyła.
- Mamo, nie rozklejaj
się. – wyszeptałam do niej, powstrzymując łzy. – Bo ja też się rozkleję,
i co wtedy?
- Kocham Cię, skarbie.
- Ja Ciebie też, mamo.
Przytuliłam ją i zaraz
zaczęłam odbierać gratulacje od zebranych. Wyglądało, że naprawdę cieszą się
naszym szczęściem. I chcą dla nas wszystkiego, co najlepsze.
Popatrzyłam na
narzeczonego (ojej, jak to brzmi <3 !). Wiedziałam, że on jest jedynym
z którym chcę być i jedynym, którego pragnę. Żaden inny mężczyzna nie
byłby mi go w stanie zastąpić.
Posiedzieliśmy w
mieszkaniu niecałą godzinkę i zdecydowaliśmy się wszyscy wracać do swoich
mieszkań. A ja chciałam spędzić dużo czasu z narzeczonym.
------------------------------
Jeszcze tylko jutro i będziemy się żegnać...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz