Rozdział 10 - OG "Jesteś narkomanką?"

Jesteśmy po zawodach... Już drugi raz byłem najgorszy... nie rozumiem, czemu tak się dzieje... Na dodatek Monica wyjechała. Kocham ją jak... no po prostu kocham!! Nie wyobrażam sobie, że nie ma jej obok mnie. No, ale skoro powiedziała ojcu, że mam się odczepić, to wykonam jej polecenie. Nie chcę tego, ale zależy mi na jej szczęściu. Na tym chyba polega miłość, no nie?? Ale przejdźmy do rzeczy. Po nieudanych zawodach w Bad Mitterndorf, polecieliśmy do Sapporo. No cóż, pierwszy konkurs także był dla mnie nieudany. Morgi go wygrał. Aby mnie pocieszyć, wybraliśmy się z kumplami do klubu.
- Całkiem przyjemna atmosfera... - stwierdziłem po wejściu
- A nie mówiłem?? A teraz idź poderwij jakąś laskę i świruj z nią na parkiecie!! - mówił Thuri z przejęciem.
- Świruj?? - zapytałem zdezorientowany
- Znaczy się wiruj... Sorki, przejęzyczenie.
- No to idę. - powiedziałem, wziąłem głęboki wdech i siadłem przy barze obok jakiejś dziewczyny... No cóż, trzeba przyznać, że była ładna :P
- Cześć - zagadałem do niej ciut nieśmiało
- Gregor Schlierenzauer?? - zapytała z obojętnością w głosie - Taaa, to na pewno ty... Co ty tu robisz? Powinieneś chyba trenować  di kolejnych konkursów... - powiedziała z kpiną.
- Ale odpoczynek nam się należy... A taka ładna dziewczyna jak ty, co tu robi??
- Tu spotykam się z dilerem...
- Dilerem??
- Narkotyków... Lubię od czasu do czasu... wiesz... dostać kopa...
- Jesteś... narkomanką?? - zapytałem ze zdziwieniem. Nie bałem się.
- No.. powiedzmy. Chcesz spróbować??
- Chyba... Mi nie wolno... Wiesz środki dopingujące i te sprawy...
- Ja cie, konkurs masz dopiero w sobote. Zdąży Ci przejść...
- Ale nie wiem, czy... - nie zdążyłem dokończyć, bo wcisnęła mi do ust coś podobnego do papierosa i zapaliła go...
******* Oczami Loitzla ******
Zobaczyłem, jak Gregor wychodzi z knajpy opierając się na jakiejś dziewczynie. Zawołałem chłopaków.
- Wuff, co się dzieje? - zapytał Andreas z lekkim zdziwieniem
- Widzieliście, co przedtem robił Gregor?? Bo ja go przed chwilą zobaczyłem jak wychodził z lokalu, opierając się na jakiejś lasce...
- On? Niemożliwe. Przecież on nigdy się nie upił...
- Tu chyba nie chodzi o upicie... Może lepiej go sprawdźmy...
Wyszliśmy przed lokal i zobaczyliśmy naszego kolegę obściskującego się przed budynkiem z jakąś laską. Dopiero gdy podeszliśmy bliżej, oderwali się od siebie. Jego oczy były takie.... nieobecne. Postanowiliśmy zabrać go do pokoju i rano pogadać o całej sprawie...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz