Weszłam do salonu. Tam dzieci tej Angeli robiły demolkę, a ona z tatą sobie gruchali. Jak patrzyłam na nich, to czułam taką wściekłość. Przecież oni zabili człowieka! I to przyjaciela.
- Angelo - powiedziałam, tak żeby mnie usłyszała - Może uspokoisz swoje dzieci, bo robią strasznie dużo hałasu i bałaganu.
- One się tylko bawią Melanie. Nie przejmuj się.
- Ale zaraz coś rozbiją!
- Nie bój nic.
Gdy Angela skończyła mówić, wszyscy usłyszeli wielki huk. Obróciłam się i na ziemi zobaczyłam szczątki "Kryształowego Serca". Miało ono dla mojej mamy i mnie szczególne znaczenie. Od parunastu pokoleń, w dniu 18 urodzin, matka przekazywała pierworodnej córce ten kryształ. Dzisiaj miałam go dostać ja.
- MÓWIŁAM!! - wykrzyczałam, wyrwałam się z uścisku Gregora i pobiegłam do swojego pokoju.
Zamknęłam się w nim na klucz. Greg pukał do mnie, ale nie otworzyłam mu. Od 5 roku życia czekałam, żeby wogóle dotknąć tego serca. Bo mogłam to zrobić w 18 urodziny. I nie zrobię tego. Taka pamiątka. Miały ją moje prapra(...) prababcie. Pierwszej, która to miała dał ją jakiś prapra(...)pradziadek z okazji zaręczyn. Potem one go sobie przekazywały. Po to, by jakieś bachory je rozbiły. Przez drzwi usłyszałam, jak moja mama opowiada Gregorowi historię kryształu. Zrozumiał, dlaczego tak zareagowałam. Niecałe dwie minuty później, z salonu dochodziły krzyki. Otworzyłam zamek, żeby Gregor lub mama mogli wejść potem. W salonie mama ostro wrzeszczała na Angelę i ojca. Gregor chyba usłyszał, że otwarłam drzwi, bo chwilę później był już u mnie w pokoju.
- Moniczka? Mogę wejść?
- Nie krępuj się - powiedziałam i usiadłam na łóżku.
- Jak się czujesz?
- Beznadziejnie. Zresztą wiesz dlaczego. Słyszałam, jak mama Ci to opowiada.
- To przykre. Tyle wytrzymałaś, 13 lat... Wkur**ły mnie te bachory, za przeproszeniem. Ich mamuśka też.
- Mój tata też. Mógł coś powiedzieć.
- No mógł... Chcesz zostać na tego grilla, czy idziemy na miasto?
- Nie wiem. Wolfi się tyle napracował, żeby szaszłyki przygotować. Tylko, że Angela z dzieciakami będzie.
- Zrobimy, co wybierzesz - powiedział Greg i przytulił mnie. Zaczęłam chlipać mu w koszulkę. Z dołu dalej było słychać krzyki.
- Chodźmy na dół. Chcę zobaczyć, jak moja mama krzyczy. Bo nigdy na mnie nie krzyknęła.
- A wyszłaś na ludzi. Wychowanie bezstresowe działa.
- Ty, od wychowania bezstresowego idziesz ze mną. I możesz, jako balast. Potrzebuję przytulenia.
W pozycji balastowej zeszliśmy po schodach i stanęliśmy na dwóch ostatnich. Popatrzyłam na mamę. Nigdy jej takiej nie widziałam. W tej chwili Wolfgang zawołał nas na pole, bo grill już rozpalony. Biorąc Gregora za rękę, wyszłam z domu. Po drodze tata złapał mnie za łokieć, ale ja tylko na niego popatrzyłam i wyrwałam mu rękę. Zobaczyłam smutek w jego oczach, ale poszłam dalej.
- Monica, przypilnujesz grilla na chwilkę? Muszę iść po przyprawy - powiedział Wolfi, gdy przyszliśmy do altanki.
- Oczywiście, nie ma sprawy.
Stanęłam i pilnowałam grilla. Gregor, razem z resztą siedział wewnątrz altany. W pewnej chwili, ogień za bardzo się rozpalił i musiałam go zalać trochę.
- Ogień za duży. Trzeba go trochę zmniejszyć! - powiedziałam i oblałam Gregora wodą.
- O ty...
- Nie rób mi krzywdy! - krzyknęłam i zaczęłam uciekać.
Biegaliśmy po całym ogrodzie. Angela coś tam do nas krzyczała, żebyśmy nie hałasowali itp. Odpowiedziałam jej, że jak jej dzieci były gorsze od nas to jej pasowało. I się zamknęła :) W pewnej chwili, gdy stanęłam na chwilę, żeby odpocząć, Gregor skoczył na mnie i oboje wylądowaliśmy na ziemi. Chłopak pocałował mnie, a po chwili przyszła Angela i nas rozdzieliła. Powiedziałam jej prosto z mostu, co o niej myślę, to obraziła się i poszła na miejsce. Ja też sobie siadłam w altance koło mamy, a Gregor poszedł na chwilę do domu. To, że wrócił poczułam. Oblał mnie wodą z pistoletu. Drugi miał za plecami, więc mi go rzucił i zaczął uciekać. Laliśmy się wodą, jak 10 lat temu. Raz lub dwa Angela także dostała. Po paru minutach byłam cała mokra.
- Uuuuu... - zagwizdał Wolfi na mój widok, gdy wrócił - Mamy tutaj Miss Mokrego Podkoszulka. Zabójczą Miss Mokrego Podkoszulka.
- Ona jest tylko moją Miss. - powiedział Gregor, pokazując Wolfiemu język. Mój chłopak przytulił mnie do siebie, a ja przyłożyłam mu pistolet do spodni i wystrzeliłam.
- Ups! Ktoś tu się chyba zesikał - zaśmiałam się i zaczęłam uciekać.
- To na Twój widok - wołał Gregor, goniąc mnie. - Przy takiej ślicznej dziewczynie, nie da się wytrzymać.
- Dziękuję - posłałam chłopakowi całusa i dalej biegłam.
Jakąś minutę póżniej, leżałam na ziemi przygnieciona przez mojego chłopaka. Nie zważając na krzyki Angeli, która przynudzała, że jej dzieci demoralizujemy, zaczęliśmy się całować. Kobieta zaczęła iść w naszą stronę. Gdy była w strefie zero, wystrzeliliśmy z pistoletów w jej stronę. Celowaliśmy w twarz, żeby zmyć jej tą tapetę. Nasz plan wypalił. Spłynęło wszystko. Lala przestała być tak pewna siebie. Wróciła na miejsce i więcej się tego wieczoru nie odezwała. Zostaliśmy zawołani na jedzenie. Zjadłam wszystko ze smakiem. Angela wybrzydzała.
- Przyszłam na grilla? To masz zjeść. - powiedziałam jej i gdy na mnie patrzyła, obróbiłam głowę Grega i bardzo namiętnie wpiłam się w usta chłopaka.
Mój język to chyba w gardle poczuł. Sprawiło mu to przyjemność, poczułam po układzie ust. Normalnie przy ludziach bym go tak nie pocałowała, ale chciałam zrobić na złość tej kobiecie. Mama popatrzyła na mnie dziwnym wzrokiem, ale domyśliła się przyczyny tego pocałunku. Dzieci Angeli przyglądały nam się z zachwytem i zniesmaczeniem jednocześnie. W końcu przestałam sprawiać mu przyjemności, bo szaszłyczek mi stygł. Angela, którą zamurowało, nie kontaktowała przez parę minut :) Nie widziała nigdy całującej się pary? Po zjedzeniu, położyłam się na trawie obok altanki. Wokół mnie usiadły dzieci Angeli.
- Czego? - zapytałam po niemiecku bardzo zła.
Wkurzały mnie te bachory.
- Czemu go całujesz?
- A to dziwne? To mój chłopak.
- I kochasz go?
- No tak!!
- Mamusia mówi, że chłopaków się nie całuje. Bo chłopaki to są dzieci, a facetów, albo bojfrendów tak, bo się nadają.
- I co? Wpoiła Wam jeszcze, żeby się umawiać z takimi, co mają tonę żelu we włosach?
- No... Bo przy nich będziemy bogato żyć.
- Spadajcie dzieci. Ja tu schnę.
- Nie mówi się do moich maleństw, żeby spadały - zapiszczał znowu blondpotwór
- Ty możesz razem z nimi - odpyskowałam i przymknęłam oczy.
Po chwili położył się obok mnie Gregor. Nie dane nam było tak dłużej, bo mama przyniosła z kuchni szampana. Angela z tatą powiedziała, ze ona tego nie będzie pić, bo da dzieciom zły przykład. I my też nie powinniśmy.
- My będziemy robić, to co my chcemy. - odpowiedziałam jej i wzięłam kieliszek, który podał mi Wolfgang.
- No to, zdrowie Monicii - powiedziała moja mama i podniosła kieliszek. Stuknęłyśmy się, wycałowałyśmy, wyprzytulałyśmy i upiłyśmy po łyku. To samo powtórzyłam z Wolfim. Chciałam, żeby Gregor był po mamie, ale mój chłopak stwierdził, że on woli być ostatni. Greg złożył mi (trochę zboczone) życznia, pocałował mnie i wypiliśmy do dna. Potem, ja i Gregor poszliśmy do domu. Zaraz za nami, w salonie pojawiła się mama.
- Wiesz co, Moniczko. Miałaś rację. Powinniśmy jechać z Wolfim na wakacje. Pojutrze mamy samolot. Akurat zdążysz wrócić z imprezy.
- Jakiej imprezy? - zapytałam zdziwiona.
- Monico, ogranizuję dla Ciebie Osiemnastkę - powiedział Gregor
- Naprawdę?
- Tak. Wszystko zaczyna się jutro o 18. Bądź punktualnie. - dokończył chłopak, pocałował mnie i wyszedł z domu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz