Następnego dnia rano przyszedł Gregor. Na przywitanie pocałował mnie w policzek i usiadł na łóżku. Poszłam do łazienki przebrać się w jakieś ubranie codzienne, bo kto to przychodzi w odwiedziny o 7 rano?? Zaprosiłam go na śniadanie. Jedliśmy gofry, gdy nagle zabrzęczała jego komórka. Odczytał SMS-a, zesztywniał i upuścił telefon na podłogę. Podeszłam do niego, pomachałam ręką przed oczami i podniosłam komórkę. Przeczytałam smsa... "Gregor, Pointner miał wypadek samochodowy... Nie żyje...". Byłam w szoku... Jak to możliwe?? Objęłam przyjaciela. Zrobiło mi się go żal...
W tej samej chwili wpadł do domu mój ojciec. Gdy zobaczył nasze grobowe miny, od razu wiedział, że już o wszystkim wiemy. Podszedł do chłopaka i poklepał go po ramieniu.
- Córeczko... Gregor... Chodźcie za mną... Jedziemy na Innsbrucka, bo chciałem spotkać się z resztą drużyny... I chciałbym, żebyś przy tym była Monico.
- No... dobra. Jedźmy...
Szliśmy do auta, jak na ścięcie. Podróż była długa, bo drogi były zaśnieżone i źle się jechało. Ok. 19 byliśmy na Bergisel. Pierwszy raz w życiu byłam w pobliżu skoczków. Wszyscy byli przybici.
- Chłopcy, wiecie co się stało... No cóż... Nic na to nie poradzimy... W piątek, kwalifikacje do zawodów w Bad Mitterndorf... Na razie, to ja będę Waszym trenerem. Wiem, że jest Wam ciężko, ale pokażcie innym drużynom, że nawet po tragedii Austria Team jest niepokonana...
- Wiecie co - powiedział Wolfgang Loitzl [tak mi sie przynajmniej wydaje, że to był on :)] - Trener ma rację... Postarajmy się... Dla Pointnera... I...
- Przepraszam Loitzl, że przerywam, ale chciałbym o coś zapytać moją córkę... Monico... - rzekł ojciec i wyczułam mały podstęp w jego głosie - kiedyś mówiłaś, że chciałabyś zobaczyć trochę świata...
- Przepraszam, ale uważam, że to nie jest dobry pomysł... - powiedział Morgenstern (poznałam go po czapce)
- Thomas... Później o tym porozmawiamy...
- A więc... Monico, może będziesz jeździć z nami na zawody?? Zwiedzisz coś przy okazji...
- NIE ZGADZAM SIĘ!! - wrzasnął Morgi - Jeśli ona będzie, to ja nie jade!! - po tym wyszedł... Zrobiło mi się przykro... Co on ma do mnie?? Za chłopakiem pobiegł mój tata... Gregor podszedł do mnie i zaprowadził, żebym usiadła z nimi na kanapie... Spuściłam nisko głowę, aby nikt niewidział mojej twarzy... Nagle za plecami usłyszałam jakiś męski głos.
- Kuzynka... Co Ci sie dzieje?? Nie bierz do serca słów tego przygłupa, który nie umie sie zachować...
- Fetti ma rację... Nie przejmuj się nim... On po prostu przechodzi kryzys... - powiedział Loitzl
- Jaki kryzys?? - zapytałam z niemałym zaciekawieniem
- On i jego narzeczona Kristina uważają, że jedno zdradza drugie. Więc gdyby się dowiedziała, że jakaś dziewczyna z nim jedzie to by mu taką awanturę zrobiła, że zerwałaby z nim. - wyjaśnił mi Stefan Thurnbichler.
- Monico, poznaj nasza drużynę... Thomas wybiegł, to jest Wolfi, Thuri, Mario, Kofi, Lukas, no i jest jeszcze Schlieri...
- Hmmm... Ciekawe, który to Schlieri... - zażartowałam
- To ja - powiedział Schlierenzauer i zepchnął mnie z kanapy. Chłopcy zaczęli się śmiać. Strzeliłam focha i siadłam przyjacielowi na kolanach
- Nie za dobrze Ci?? - zapytał Schlieri
- Nie... - powiedziałam i następnej chwili byłam na podłodze. - Jak ty nie chcesz to siadam na podłodze...
Jednak nie dane mi było długo siedzieć na podłodze, bo wrócił mój ojciec.
- To jak Monico, jedziesz z nami?? - zapytał świeżo upieczony trener
- Prosimy - usłyszałam za sobą chórek. Zobaczyłam całą drużynę klęczącą na kolanach, żebym spełniła ich prośbę...
- No dobrze, jadę!! Tylko... co ze szkołą...
- Nie martw się, córeczko. Wolfgang skończył sszkołę w Stams z wyróżnieniem, więc pomoże Ci w nauce. I wrócimy tu na wakacje... A teraz chłopcy, pakować się. Jutro wyjeżdżamy do Bad Mitterndorf...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz