Rozdział 34 - "Nigdy Wam tego nie daruję!"

Już drugiego dnia wyjazdu, chłopcy (a właściwie Thomas) nie chcieli iść z nami po obiedzie nad jezioro (jez. Bodeńskie), więc wysłałyśmy ich na duże zakupy, żeby wystarczyło nam pożywienia do końca tygodnia, kiedy to mieliśmy według planu zdecydować, czy zostajemy dłużej, czy wracamy do Innsbrucka.
Jak się okazało, Kristina (dziewczyna Morgensterna) nie była taką złą osobą; po prostu martwiła się o Thomasa, bo lubił sobie wypić, a gdyby w czasie upojenia alkoholowego "napatoczyła" się jakaś dziewczyna, to on by ją przeleciał.
Gdy Kristina mi to opowiedziała, zrozumiałam złość Morgensterna, gdy się dowiedział, że jadę z nimi na PŚ. Ale nie mogłam zrozumieć, czemu on dalej mnie nie lubi. Wolałabym, żebyśmy umieli się dogadać, bo mimo wszystko to przyjaciel Gregora.
Vivienne, dziewczyna mojego kuzyna też okazała się spoko osobą. Umówiłyśmy się we trzy, że jak wrócimy z wakacji, to pójdziemy razem na zakupy.
Opalałyśmy się do około 18, bo musiałyśmy przygotować kolację dla chłopaków. Rosół i kotlet schabowy z ziemniakami i sałatką grecką. Czekałyśmy na nich, a gdy długo nie przyjeżdżali, zadzwoniłam do mojego chłopaka. Nie odbierał... Usiadłam na krześle w kuchni i wypatrywałam ich przez okno.
- Nie martw się - usłyszałam za sobą głos Kristiny.
- Próbuję - odpowiedziałam i obróciłam się do dziewczyny.
- Ja też martwię się o Thomasa, ale wierzę, że wszystko będzie dobrze.
- A jak im się coś stało?
- Im? - Kris zaśmiała się - U nich jest większe prawdopodobieństwo, że w trakcie skoku się coś stanie.
- Tak myślisz?
- Będzie dobrze - dziewczyna przytuliła mnie.
- Mimo wszystko martwię się. Thomas + Gregor + Manuel sami, to nie najlepsze połączenie.
- Morgi obiecał mi, że nie będzie pił.
- Gregor też. Ale mam jakieś złe przeczucia.
- Ok. - do rozmowy wtrąciła się Vivienne - Jak nie wrócą do 9, to będziemy ich szukać. Zgoda?
- Tak - powiedziałyśmy równocześnie z Kristiną, po czym wybuchnęłyśmy śmiechem.
Czas mijał nieubłaganie, a chłopców nie było, tak nie ma. Żebym nie wyglądała ciągle przez okno, zostałam zmuszona do obejrzenia z dziewczynami jakiejś głupiej komedii. Głupia, bo głupia, ale nie mogłyśmy przestać się śmiać.
Zegar ścienny wskazał 21. Pełna niepokoju kazałam dziewczynom się ubierać. Zamówiłyśmy taksówkę i pojechałyśmy do Bregenz, które było niedaleko od naszej kwatery.
- Zadzwoń do Thomasa. - poprosiłam Kristinę, gdy wysiadłyśmy z samochodu. - I daj na głośnomówiący.
- Halo? - z słuchawki telefonu rozległ się dżwięczny, damski głos.
- Thomas?
- Thomi jest obok mnie. Kto mówi?
- Tu...  - jako, że Kris nie mogła nic wymyślić, ja dorwałam się do telefonu. - Tu Adelle, siostra Thomasa. Mogłabyś powiedzieć mi, gdzie jest mój brat? To ważne.
- Jasne. Dyskoteka CALYPSO, Bahnhofstrasse 14, Bregenz.
- Dzięki.
- Nie ma za co.
Rozłączyłam się. Kristinie łzy napłynęły do oczu. To bolało. Jednak dziewczyna szybko się opanowała. Zapytałyśmy przypadkowego przechodnia, jak dostać się na Bahnhofstrasse 14. Było niedaleko. Weszłyśmy do podziemi. Ładne wnętrze, dobra muzyka, ale nie po to tu przyszłyśmy. Manuela znalazłyśmy od razu. Siedział przy barze pijany i gadał do jakieś dziewczyny, która chyba nie chciała go słuchać. Morgenstern był następny. Wirował z jakąś laską mocno pijany, więc prawie nie mógł utrzymać równowagi. Dziewczyny zajęły się swoimi chłopakami, a ja poszłam szukać mojego. Chodząc między sofami na których siedzieli imprezowicze, jakoś tak zwróciłam uwagę na jedną parę. Dziewczyna stała na chłopakiem, a on wkładał jej rękę pod spódnicę. Poszłam jednak dalej. Gdy jednak nie mogłam go znaleźć, jeszcze raz zwiedziłam cały klub. Ta para... którą wcześniej widziałam... tym chłopakiem... był... Gregor... mój Gregor... Pobiegłam do Vivienne i poprosiłam ją, żeby razem z Kristiną wzięły Grega i Thomasa do jednej taksówki. Sama wzięłam Manuela i wyszłam z klubu.
- Monic... Czczczeemu wychoźimy? - bełkotał mój kuzyn, gdy staliśmy przed budynkiem czekając na taksówkę.
- Bo jesteście piepr***e sk*****ny i nigdy Wam tego nie daruję! - wykrzyczałam tak głośno, że wszyscy przechodnie na mnie popatrzyli.
W tej samej chwili przyjechała taksówka, więc wciągnęłam Manuela do środka i już nas nie było.
Gdy tylko przyjechaliśmy, zostawiłam Fettnera na kanapie w salonie, a sama poszłam do swojego pokoju. Wyjęłam torbę z szafy i zaczęłam szybko pakować swoje rzeczy do walizki.
Wyszłam z domu. Zostawiłam tylko dziewczynom kartkę.
"Moje drogie,
Przepraszam. Muszę zrobić to, co podpowiada mi serce. a mówi ono, że nie zostaję z Wami dłużej. Dziękuję Wam za wszystko.
Jesteście kochane. Kocham Was wszystkich.
Monica"
Jeszcze tego samego wieczora, załapałam się na pociąg do Innsbrucka. W domu byłam po 5 rano, więc po cichu poszłam do pokoju i zaczęłam pakować rzeczy, które tu miałam. Tylko te najpotrzebniejsze. Resztę dokupię w Polsce.
O 8 byłam na lotnisku w Innsbrucku. Były wolne miejsca na lot do Krakowa, więc kupiłam bilet i poszłam do odprawy.
Po paru godzinach lotu, byłam w stolicy Małopolski. Stamtąd tylko pociągiem do Zakopca, gdzie mieszkali moi dziadkowie.
Całą drogę, od wczorajszego wieczora przepłakałam. Ufałam Gregowi, myślałam, że będzie dla mnie taki, jaki był na początku. Zresztą, już od jakiegoś czasu psuło się między nami. No cóż, skoro ja mu nie wystarczałam. I historia się powtórzyła. Znowu go zostawiłam tym razem z jego winy.
Życie jest okrutne. Ale mimo tego trzeba żyć dalej...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz