Rozdział 47 - "Wyjdziesz za mnie?"

- Teraz nie będziesz miał życia. – zaśmiałam się i pocałowałam mojego chłopaka.
- A to niby czemu?
- Pomyśl logicznie. Będziesz miał mnie 24 godziny na dobę!
- Tak, to wszystko wyjaśnia. – zamyślił się Gregor. – Ale i tak jestem przeszczęśliwy. To kiedy mogę przywozić swoje rzeczy?
- Na pewno nie dziś. – powiedziałam i pogłaskałam go po policzku. – Dziś zostaniesz ze mną i nie wypuścisz mnie z objęć, kochany.
- Tylko o tym marzę. – wpił się w moje usta i wziął mnie na ręce.
Noc spędziliśmy na kanapie, ale nie było aż tak źle. Mnie osobiście było bardzo wygodnie. Chociaż mogliśmy zasnąć trochę wcześniej. Bo w domu byliśmy ok. 19, ale zeszło nas na takich różnych sprawach i usnęliśmy bardzo zmęczeni parę minut po północy.
Cały następny dzień przeleniuchowaliśmy w moim pokoju z przerwą na łazienkę, posiłki i telefon do mamy oraz dziadków.
- Myślisz, że to ma sens? – obróciłam się twarzą do bruneta. – Żebyś wprowadzał się do mnie, chociaż za dwa miesiące wyjeżdżasz, a za kolejne dwa dołączą do rodziny niepełnosprawne bliźniaki?
- Nie będzie łatwo, ale poradzimy sobie. – pocałował mnie w czoło. – Też się martwię, jak to będzie. Boję się, czy sobie poradzisz, gdy mnie przy Tobie nie będzie.
- Będę mieć mamę i babcię. - uśmiechnęłam się do niego, a on odwzajemnił. – Ale będę bardzo za Tobą tęsknić.
- Nie rozmawiajmy jeszcze o tym. Wyjeżdżam dopiero pod koniec listopada. Więc się pomyliłaś, skarbie. Mamy dla siebie jeszcze prawie całe trzy miesiące.
- Pocieszająca myśl. Ale od października znowu studia. I co? Będziesz siedział w moim domu z moją babcią?
- Fajna kobitka. – zaśmiał się chłopak i jeszcze mocniej przytulił mnie do siebie. – Coś wymyślimy. Może przejdę się do Ciebie na wykłady?
- Żeby podrywały mi Ciebie inne studentki?! Nigdy w życiu!
- A na zawody pozwalasz mi jeździć…
- Mam przestać?!  - próbowałam zrobić niezadowoloną minę, ale widząc uśmiech na twarzy Gregora nie potrafiłam.
- Kiedy Twoja mama  wraca ze szpitala?
- Po porodzie. Więc jutro będzie tu babcia.
- To akurat mi się nie podoba. Miałem zamiar spędzić cały dzień z Tobą w łóżku.
- Nie ma żadnych przeciwwskazań. – powiedziałam, mierzwiąc mu włosy.
- Dobrze wiesz, że nie o to mi chodzi. – odpowiedział, przewracając mnie na plecy i całując moją szyję.
Wiedziałam, jak to się skończy. I wiedziałam, że z całą pewnością tego chcę. Że chcę to poczuć i mieć go blisko. Choćby nie wiem co.
Efekt naszej popołudniowej rozmowy był taki sam, jak tej wieczorem poprzedniego dnia. Spełniona, leżałam wtulona w ciepłe ciało skoczka. Był napalony, niewyżyty itd. itp., ale kochałam go nad życie. I nie chciałam nikogo innego.
- Ubierz się, kochanie. – wyszeptał mi do ucha Gregor. – Zabieram Cię na kolację.
- Casual, czy elegant?
- Elegant. Dziś elegant.
- Niech tak będzie. – pocałowałam chłopaka w czubek nosa i wyplątałam się z mieszaniny kołdry z jego kończynami.
Postawiłam na małą czarną, gdyż jest niezawodna w każdej sytuacji. Do tego delikatny makijaż, skromna biżuteria i byłam gotowa do wyjścia. Przeglądając się w lustrze, uświadomiłam sobie, że powinniśmy znów zacząć chodzić ze Schlierim na randki. Nie ma co, fajnie jest zobaczyć drugą połówkę wystrojoną na wspólne wyjście.
Stolik mieliśmy zamówiony w jednej z droższych restauracji w Innsbrucku, ale w cenie mieliśmy dodatkowo prywatność. Mogliśmy spokojnie rozmawiać (i nie tylko), lista gości była tajna, a do środka nie wpuszczano osób, które nie były na liście.
Piliśmy czerwone wino (auto miało zostać odtransportowane do mojego domu przez obsługę), gdy przyniesiono deser. Austriacką wersję naszego „czarnego lasu”. Osobiście nawet za tą bardziej przepadam ;)
- Kochanie. – Schlierenzauer wziął mnie za rękę. – Miałem czekać z tym do naszego wyjazdu, ale…
O nie! O nie, o nie, o nie! Czyżby…?
- Skarbie. – brunet uklęknął przede mną. – Wyjdziesz za mnie?


---------------------------------------
Ostatni maraton z Monicą i Gregorem.
Zapraszam codziennie od dzisiaj do niedzieli.
Pozdrawiam...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz